SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

TVP traci miliony przez pracowników: zawyżane budżety, zbędne zakupy, etaty bez pracy

Telewizja Polska ponosi spore straty finansowe z powodu skomplikowanej struktury organizacyjnej umożliwiającej m.in. zawyżanie budżetów niektórych produkcji i niewykorzystywanie własnych zasobów - informują w „Gazecie Wyborczej” osoby związane z TVP.

Według cytowanych przez „Gazetę Wyborczą” osób związanych z Telewizję Polską spółka ta posiada wiele dość oryginalnych - jak na nadawcę telewizyjnego - i niewykorzystywanych zasobów. - Ma wszystko, nawet myjnię samochodową, stację benzynową, drukarnię, blok mieszkalny. Nawet stację diagnostyczną samochodów któryś z prezesów kupił. Mieliśmy na tym zarabiać. Ale nigdy nie została rozpakowana, bo już po jej kupieniu ktoś się zorientował, że telewizji takiej działalności prowadzić nie wolno. A to kosztowało majątek - kilkaset tysięcy złotych jak nic. Dziś leży w magazynach na Woronicza - opisuje Tomasz C., pracujący w TVP od kilkunastu lat, obecnie jako Agencja Produkcji Programów Informacyjnych. - Studia, stoły montażowe, kamery, wozy do transmisji. Nie zarabiają całe struktury, jak Agencja Produkcji Telewizyjnych, która nawet nie myśli, by walczyć o rynek. Czy też Akademia Telewizyjna, która nie potrafi zarobić nawet na samą siebie - dodaje.

>>> TVP chce sprzedać nieruchomości za 50 mln zł, ale nie ma chętnych

Pracownik opisuje, że przykładowo dziennikarze „Teleexpressu” korzystają tylko z jednej kamery, mimo że w magazynach leży ich więcej. Dlaczego? Bo redakcja nie ma pieniędzy na wynajęcie ich od Agencji Produkcji Programów Informacyjnych (APAI). W konsekwencji program emituje głównie materiały przygotowane przez dziennikarzy z ośrodków regionalnych. - U nas obowiązuje system, że każda jednostka ma swój budżet i się z jego wykonania rozlicza. To się oczywiście odbija na jakości programów - wyjaśnia Tomasz C. Natomiast Adam K., były kierownik programów informacyjnych w TVP Info dodaje: „‘Teleexpress’ dostaje pieniądze z TVP1, ale za pośrednictwem APAI. Agencja na tym pośrednictwie zarabia ok. 20 proc. Bo to Agencja ma kamery”. Dodatkowo według Adama K. realizatorów do pracy przy programach informacyjnych APAI wynajmuje od Agencji Produkcji Telewizyjnych (APT), na czym zarabiają obie agencje, ale mocno podnosi to koszty.

>>> Cięcia w TVP: mniej kultury i programów dla dzieci, 300 osób do zwolnienia

Adam K. opisuje, że każda z produkcji TVP musi spełniać wiele standardów organizacyjnych, tzn. mieć producenta, wydawcę, realizatora, kierownika produkcji, z których każdy za dzień pracy otrzymuje określoną stawkę, przy czym te same funkcje można łączyć w różnych strukturach, np. APAI i APT. - Powstają więc przy układzie minispółdzielnie, bo swój producent ciągnie swoich kierowników, realizatorów itd. Na takim układzie producenckim opiera się 75 proc. produkcji TVP - ocenia były pracownik TVP.

Jako przykład niegospodarności w tym zakresie Adam K. podaje przygotowywanie kampanii autopromującej TVP i zachęcającej do płacenia abonamentu, którą prowadzono wiosną br. (przeczytaj więcej i obejrzyj te spoty). - W sumie pięć filmików, cztery ze znaną osobą, która po minucie mówi, jak to kocha TVP i że płaci abonament, piąty to miks tych czterech. Też robiła to firma zewnętrzna. Za ok. 500 tys. zł. A wystarczyła jedna kamera, studio, montaż. Przecież domek jednorodzinny można za to kupić - opisuje K. - Chociaż telewizja ma własny dział marketingu! - podkreśla.

>>> Jakub Bierzyński do rządu: proszę jak najszybciej sprzedać TVP

Tomasz C. dodaje, że na niegospodarności przy produkcjach TVP traci codziennie tysiące złotych. - Studia na siebie nie pracują, sprzęt na siebie nie pracuje, ludzie nie zarabiają. To znaczy nie zarabiają tu, w TVP, bo zarabiają na fuchach, które robią dla producentów zewnętrznych, którzy robią programy dla telewizji publicznej. Paranoja! - opisuje C. Zaznacza, że skontrolowanie takiego zawyżania kosztów jest trudne, bo wszystko jest zgodne z dokumentami, a pracę realizatorów i ekipy technicznej można bardzo różnie wyceniać.

Przykłady takiej niegospodarności? Według Tomasza C. do emitowanego jesienią ub.r. show „The Voice of Poland” kupiono fotele obrotowe po 15 tys. zł, chociaż wystarczyłyby tańsze fotele z IKEA. Zakupiono też dla jednej z gwiazd marynarkę za 4 tys. zł, która teraz leży w garderobie. - Garderoba jest pełna kreacji od Zienia, czy Paprockiego. Każda po parę tysięcy złotych. Zostały kupione chyba na Opole, Sopot. Gwiazdy sobie zażyczyły - opisuje C.

Inne przykłady? W kosztorysie programu jest kilka tysięcy złotych za oświetlenie planu, chociaż kręcono... w lipcu, przy naturalnym świetle. Albo 6 tys. zł brutto wynagrodzenia dla scenografa za obsługę wywiadu z prezydentem Komorowskim podczas beatyfikacji papieża, kiedy wystarczyło ustawić dwa krzesła i stolik. - Jak ktoś siedzi w telewizji dłużej, to doskonale wie, co gdzie może dopisać, wie, co przejdzie. Jaką bzdurę komu można wcisnąć - ocenia Tomasz C.

Ile z tego powodu może tracić Telewizja Polska? Według C. co najmniej 1 proc. swoich rocznych przychodów, czyli ok. 20 mln zł.

>>> Juliusz Braun: TVP grozi ograniczenie emisji w niektórych kanałach, zwłaszcza w regionach

Tomasz C. dodaje, że wyjazdy delegacji TVP na międzynarodowe targi telewizyjne w Cannes i inne podobne imprezy to dla większości wysłanych osób okazja do darmowego, wystawnego miniurlopu. - Jedzą w najlepszych knajpach, takich, gdzie obiad na sześć osób kosztuje 3-4 tys. euro. Mieszkają w najlepszych hotelach, gdzie doba kosztuje 800 euro. Czyli wczasy na koszt TVP. Ostatniego dnia coś tam kupują - bo przecież z czymś muszą wrócić, prawda? - opisuje pracownik.

Tym doniesieniom od razu zaprzeczył w „Gazecie Wyborczej” prezes TVP Juliusz Braun, informując, że od kilku lat delegacja do Cannes nie jest wysyłana, a ograniczono też inne wyjazdy, bo większość spraw załatwia się dziś mailowo. - Słyszałem, że TVP działało jak darmowe biuro wycieczkowe. Te czasy minęły - podkreśla Braun.

Z kolei Joanna B., która pracowała w Telewizji Polskiej przez kilkanaście lat, m.in. jako szefowa programów informacyjnych i publicystycznych, zwraca uwagę, że TVP nie wykorzystuje do nagrywania dużych widowisk rozrywkowych swojego studio telewizyjne w Łęgu, w Krakowie, które za to wynajmuje na takie produkcje TVN. Natomiast TVP za większe pieniądze nagrywa swoje programy w studiach producentów zewnętrznych. Juliusz Braun odpowiada, że to studio jest przestarzałe i przez wiele dni stoi puste. - Realizujemy tam niektóre produkcje, cieszymy się też, gdy uda się je wynająć - opisuje Braun.

Joanna B. podkreśla też, że TVP zleca producentom zewnętrznym realizację wielu seriali, często niecieszących się satysfakcjonującą oglądalnością. Jako przykład podaje „Galerię”, która mimo niskiej oglądalności wiosną br. wrócił w jesiennej ramówce TVP. - Polsat po obejrzeniu trzech odcinków zdecydował, że go nie pokaże. A TVP za pierwszą serię zapłaciła jakieś 12 mln zł - opisuje B. - Inny przykład to serial „Siła wyższa”, który przeleżał chyba półtora roku i teraz jest sprzedawany jako nowość. I też zrobił to producent zewnętrzny. Zupełnie jakby komuś w TVP się opłacało puszczać te kiepskie seriale, by jakieś tam studio producenckie mogło zarobić - dodaje. Według B. w Agencji Produkcji Telewizyjnych jest zatrudnionych kilkaset osób zarabiających za samą tzw. gotowość do pracy ok. 1,5 tys. zł, podczas gdy rzeczywiście robić co ma tylko kilkanaście osób, bo większość produkcji zlecena jest firmom zewnętrznym.

Na współpracę z Telewizją Polską narzeka też Mariusz Łukomski, prezes producenta i dystrybutora filmowego Monolith Films. - Często odnosimy wrażenie, że nie liczy się wartość, potencjał filmu, ale jakieś inne, niezrozumiałe dla biznesu i dla widza kwestie. Ludzie, którzy tworzą program, sami nie wiedzą, czego się od nich oczekuje, ani jaka jest strategia programowa - ocenia Łukomski. Zaznacza przy tym, że najgorszy w TVP jest brak efektywnej koordynacji - każdą ważniejszą ofertę rozpatruje i decyzje podejmuje kilka odrębnych jednostek, np. redakcje filmowe TVP1 i TVP2, biuro programowe, biuro handlu, biuro reklamy i wreszcie zarząd. - Potrzebna jest masa dokumentów, zgód, często opinii od osób nieznających się na filmach i niezwiązanych z programem - opisuje Łukomski, dodając, że w stacjach prywatnych takie decyzje są podejmowane w kręgu dwóch-trzech osób. Konsekwencje zdaniem Łukomskiego są takie, że TVP nie kupiła jeszcze proponowanych im przez jego firmę praw do filmów takich jak „Generał Nil”, „Różyczka”, „Zero”, „Róża” czy „Galerianki”, a także „Białej wstążki” w reżyserii Michaela Hanekego. Tymczasem oferty filmowe od wielkich amerykańskich studiów, takich jak Disney, Universal czy Fox, są przez TVP chętniej akceptowane, mimo że kosztują kilkukrotnie więcej niż filmy polskich dystrybutorów.

Komentując te doniesienia, Juliusz Braun przyznaje, że system wewnętrznych rozliczeń między antenami, biurami i agencjami w TVP jest niejasny. - To efekt niezbyt udanej reformy sprzed lat, ale także konieczność respektowania różnego rodzaju przepisów, które mają na celu większą kontrolę nad wykorzystaniem publicznych pieniędzy, ale czasem niezmiernie komplikują życie - uzasadnia Braun. - Sam widzę nadmierną biurokrację. Kończymy prace nad zmianami, które uproszczą podejmowanie decyzji. Ale nas, jako spółkę Skarbu Państwa, obowiązują bardzo restrykcyjne procedury, z których przestrzegania trzeba się tłumaczyć i przed rada nadzorczą, i ministrem skarbu i NIK-iem - dodaje.

Braun podkreśla, że TVP stale analizuje budżety produkcji i tylko przez ostatni rok udało się obniżyć ich koszty o 10 proc. - Ale wiem, że mimo kontroli może się zdarzać dopisywanie fikcyjnych pozycji, zawyżanie stawek. No cóż, oszuści są wszędzie. Jeśli takie działania wykryjemy, będą wyciągane konsekwencje. A jeśli ktoś wie, że zostało popełnione przestępstwo, to niech złoży zawiadomienie do prokuratury - podsumowuje prezes TVP.

Dołącz do dyskusji: TVP traci miliony przez pracowników: zawyżane budżety, zbędne zakupy, etaty bez pracy

32 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
śmiesznie już było, teraz będzie groteskowo
Po półtora roku rządów swojego pupila, prezesa Brauna, "Wyborcza" zaczyna szukać winnych finansowego krachu TVP. W gazecie ukazuje się groteskowy artykuł. Agnieszka Kublik opowiada w nim o przyczynach fatalnej sytuacji finansowej na Woronicza. Pisze o spadku przychodów z abonamentu (wina telewidzów) i z reklam (wina reklamodawców). Nie pisze o odpowiedzialności prezesa Brauna i o tym kto, skąd i po co go wytrzasnął; o fatalnych ramówkach jego dyrektorów, o tym, że małe wpływy z reklam to efekt drastycznie spadającej oglądalności z powodu słabego programu, infantylnych wypowiedzi oraz decyzji prezesa i zakupionych przez niego mydlanych seriali. Właśnie, pisząc o serialach dzieli je na produkty spółek ATM, Studia A i Baltmediów, próbując tym samym udawać, że tych producentów nic nie łączy. A łączy ich przecież jedna Grupa Kapitałowa ATM i osoba przewodniczącego KRRiTv, protektora prezesa Brauna. Jeżeli przy tym byle kierownik produkcji może sobie zawyżać kosztorysy, to już dobitnie świadczy o kwalifikacjach prezesa na zajmowane stanowisko. Ale o tym Agnieszka Kublik już nie pisze.
0 0
odpowiedź
User
Bessa
Tylko patrzeć jak opadająca Gazet-ka Ludu znajdzie ciepłe posadki u swojego ulubionego politruka.
0 0
odpowiedź
User
BINGO
To jest tylko częśc tekstu Kublik z sobotniej Gazety. Brak koordynacji..., a gdzież to sie podział koordynujący Weksler. - Wrócił z bezpłatnego urlopu u Brauna do swojego szefcia w ministerstwie kultury?
0 0
odpowiedź