SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Telewizja publiczna: spalić czy reformować?

18 września 2006 r. demonstrujący mieszkańcy Budapesztu wdarli się do budynku telewizji publicznej i podpalili go.

Węgierska MTV w momencie głębokiego kryzysu politycznego stała się symbolem wszechwładzy partii politycznych i wiarołomstwa polityków. Za rządów prawicy ochrzczona mianem „telewizji królewskiej”, w czasach lewicy nadal pełniła rolę tuby propagandowej rządzących. Po 1989 r. Węgrom nie udało się stworzyć takiej telewizji publicznej, która reprezentowałaby społeczeństwo obywatelskie, a nie rządzącą partię.  Zamiast tego, powstał model mediów publicznych, który zapewnia wpływ na nie partiom politycznym. Na polityzację Węgrzy zareagowali najpierw wybierając oglądanie nowych i bardziej atrakcyjnych kanałów prywatnych, następnie przestali płacić abonament, a w końcu – w sposób symboliczny – podpalili budynek telewizji publicznej. MTV od połowy lat dziewięćdziesiątych stale traciła widzów i bez państwowych subsydiów nie byłaby zdolna do przetrwania.

W Strategii Transformacji TVP przyjętej na początku 2005 r., autorzy tego dokumentu zwracali uwagę na wyjątkowo dobrą pozycję TVP na narodowym rynku w porównaniu z innymi stacjami publicznymi w Europie.

Obserwowanie zwrócenia się tłumu w Budapeszcie przeciwko telewizji publicznej musi jednak skłaniać do refleksji. Istnienie publicznej telewizji i publicznego radia ma sens tylko wtedy, gdy są one w stanie sprostać wymogom pluralizmu, pokazywać i cenić różnice, nie podsycając konfliktów. Polskie prawo zobowiązuje nadawców publicznych do rzetelnego ukazywania całej różnorodności wydarzeń i zjawisk w kraju i zagranicą, do sprzyjania swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli i  formowania się opinii publicznej. W tych powinnościach mieści się pluralizm polityczny i kulturowy, także w rozumieniu prezentowania specyfiki regionalnej. Media publiczne winny „tworzyć i rozpowszechniać programy regionalne oraz (…) inne programy realizujące demokratyczne, społeczne i kulturalne potrzeby społeczności lokalnych”, a więc reprezentować społeczności lokalne i włączać je do aktywnego udziału w sferze publicznej. W Polsce – w praktyce - realizacja tych zadań nie należy do priorytetów telewizji publicznej. Ograniczona z jednej strony gorsetem publicznej misji, kontrolą nad wydatkami z wpływów abonamentowych, z drugiej zaś pazernością partii politycznych i oddechem konkurencji na plecach, telewizja publiczna nie tylko komercjalizuje się, ale i centralizuje coraz bardziej.

Jeśli zgodzimy się, że jednym z zadań mediów publicznych jest reprezentacja społeczności lokalnych i tworzenie dla nich forum wymiany informacji i dyskusji, a media prywatne nie są w stanie przejąć tej funkcji, to winniśmy posiadać w miarę sprecyzowany pomysł, jak regionalne oddziały TVP mają funkcjonować jako część niezwykle dynamicznego rynku mediów. W wymienionym tu już dokumencie Zarządu z początku 2005 r. oddziały miały „wspomagać realizację celu głównego TVP”, miały stać się centrami, wokół których skupia się życie kulturalne regionów.
Zamiast tworzenia i realizacji polityki medialnej, której częścią winna być decyzja, co dalej z ośrodkami regionalnymi, w Polsce tworzy się wokół nich atmosferę zbędnego balastu dla „centrali”. Odbiera się im możliwości produkcji programów, zrywa się współpracę, także z partnerami zagranicznymi, sygnalizuje odebranie czasu antenowego i cięcia finansowe. Dyrektorzy zmieniają się z rytmem wyborów, a zespołom pracowników od zawsze zaleca się przygotowanie do zwolnień.
Ostatnie tygodnie pokazują, że następny rok może stać się przełomowy dla ośrodków regionalnych. Obok wyżej wymienionych niepokojących zjawisk, do rad programowych dochodzą sygnały o likwidacji programów dla mniejszości narodowych i etnicznych („Telenowyny”), produkowanych przez ośrodki regionalne, w tym w koprodukcji z partnerami zagranicznymi, jak „Kowalski i Schmidt” (trudno jednak ten program uznać za „program dla mniejszości”).  To  jeden z przejawów pozbywania się tego, co regionalne z TVP.

W czasie pierwszego tegorocznego spotkania rad programowych w marcu tego roku Pan Minister Dziomdziora rozpoczął swe wystąpienie od stwierdzenia, że Polska jest krajem unitarnym. Unitarność nie stoi jednak w sprzeczności z rozwojem telewizji regionalnych. Doświadczenia innych krajów pokazują, iż media komercyjne nie są w stanie przejąć zadań mediów publicznych w odniesieniu do regionów. Tymczasem TVP także w stosunku do regionów postępuje jak nadawca komercyjny. Znajdują one miejsce w programach w przypadku katastrof i skandali oraz historycznych rocznic i świąt kościelnych. W dokumencie z początku 2005 r. znalazło się zalecenie, aby oddziałom terenowym pozwalać na produkowanie i emitowanie większej liczby audycji.  Obserwując zmiany, a może raczej sygnały o zmianach w ciągu tego roku, widać, że produkuje się mniej i można odnieść wrażenie, że TVP chce być bardziej unitarna niż państwo polskie.
Powstaje pytanie, co na to widzowie? Polski widz, chcąc dotrzeć do informacji regionalnej, już jest zmuszony poszukiwać innych źródeł, niż telewizja publiczna. Jak Państwu wiadomo, na Dolnym Śląsku odbiorcy dużej części regionu mogą korzystać z informacji regionalnych tylko w drugim programie TVP. Zdjęcie pasma regionalnego z drugiego programu telewizji oznacza pozbawienie ich dostępu do usługi, którą winni otrzymać za płacony abonament.  Także, gdy wezmą sprawy we własne ręce i zapłacą dodatkowo za dostęp do platformy cyfrowej, to obejrzą jedynie „Kurier Warszawski”.  Do ograniczeń rozwoju telewizji regionów wynikających z przyczyn politycznych, programowych i technicznych, należy jeszcze dodać zmiany pokoleniowe, których jesteśmy świadkami. W całej Europie, tam gdzie istnieją telewizje publiczne, ich publiczność jest coraz starsza. Młodsze pokolenia wybierają nadawców komercyjnych i Internet, także jako źródło wiedzy o regionie.

Publiczność w Polsce nie będzie zainteresowana ani reformą, ani podpalaniem  telewizji publicznej. Bez sformułowania podstawowych zasad polskiej polityki medialnej i wcielania ich w życie, niezależnie od zmiennych przecież wyników badań opinii publicznej, w niedługiej przyszłości zarówno „centrala” jak i ośrodki regionalne znikną w natłoku nowych nadawców. TVP grozi scenariusz węgierski, nie podpalenie jednak, ale marginalizacja na rynku. Bez konsekwentnej polityki medialnej i podejmowania jasnych decyzji, w jakim kierunku ma rozwijać się publiczna telewizja i czy ma być przy tym telewizją regionów, TVP poprzez samolikwidację rozwiąże, co prawda spór partii politycznych wokół mediów publicznych, ale tym samym pogrzebie ideę telewizji regionalnej. Nadchodząca cyfryzacja wskazuje, że to ostatni moment do podjęcia decyzji.

Prof. Beata Ociepka
Instytut Studiów Międzynarodowych
Wydział Nauk Społecznych
Uniwersytet Wrocławski

Dołącz do dyskusji: Telewizja publiczna: spalić czy reformować?

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl