Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Super Expressu
- Misją dziennikarzy jest pokazywanie czytelnikom prawdy. I "Super Express" to robi - podkreśla w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Super Expresu.
Robert Stępowski: Komentując wyrok sądu w sprawie z
Patrycją Kotecką powiedział Pan, że traktuje go jako swoistego
rodzaju atak na wolność słowa. Tak właśnie należy rozumieć Pana
stwierdzenie, czy jest to nadinterpretacja Pana
słów?
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny "Super Expressu": Uważam,
że media powinny pokazywać prawdę i to jest nadrzędne kryterium. Ja
właśnie tę prawdę pokazałem. Opublikowaliśmy legalnie kupione
zdjęcie od legalnie funkcjonującej agencji. Zdjęcie osoby
zajmującej bardzo ważne stanowisko w publicznej telewizji i
życiowej partnerki prominentnego polityka. Zdjęcie zostało zrobione
za jej wiedzą i zgodą. To jak zostało ono odebrane i
zinterpretowane jest zupełnie inną kwestią. Moim zdaniem nie
opowiada się muzyki i zdjęć. One się same opowiadają. Sąd uznał
inaczej, sąd uznał, że brak kontekstu przy publikacji przez nas
zdjęcia był naruszeniem dóbr modelki.
Pani Kotecka mogła też inaczej zareagować. Wystarczyło powiedzieć,
że jest to przeszłość, że zdjęcie zostało wykonane na potrzeby
konkretnej akcji i tyle. Natomiast fakt jest faktem. Mając 17 lat
pracując dla agencji modelek pozwoliła zrobić sobie takie zdjęcie.
Widziało je mnóstwo dziennikarzy, bo było ogólnie dostępne do
obejrzenia na stronach znanej agencji. Sąd swoim wyrokiem pośrednio
uznał więc, że dziennikarze mogli je oglądać, a czytelnicy nie.
Pachnie to jakimś niekonstytucyjnym podziałem obywateli na dwie
grupy.
Z wyrokiem się Pan nie zgadza, ale będzie on
wykonany?
Tak. W miniony piątek opublikowaliśmy
przeprosiny, a odpowiednie kwoty wydawnictwo wypłaci zarówno Pani
Koteckiej, jak i zostaną one przekazane na cele charytatywne. Mimo
to chciałbym, by w takich sytuacjach sąd nie mówił o naruszeniu
dóbr osobistych. Dużo lepiej byłoby, gdyby nakazano nam zapłacić
osobie znajdującej się na tym zdjęciu stawkę taką jaką płaci się
modelce - 1-2 tys. zł.
Czy tego typu wyroki nie sprawią, że Pan i inni
redaktorzy naczelni, kilka razy zastanowicie się czy warto
publikować podobne zdjęcia i ewentualnie narazić się na
proces?
My już się nad tym zastanawiamy obserwując w jaki sposób sądy
interpretują Prawo Prasowe. Ta interpretacja oczywiście za każdym
razem jest nieco inna, ale niestety coraz częściej niekorzystna dla
wydawcy i opinii publicznej. A ja się zastanawiam o naruszeniu
jakich dóbr osobistych rozmawiamy? Kiedy polska celebrytka, tak jak
np. pani Małgorzata Kożuchowska, pokazuje nagie piersi na
zagranicznej plaży, polscy turyści robią jej zdjęcia - wszystko
jest dobrze i nikt nie robi z tego problemu. Jednak kiedy ja je
publikuję, sprawa trafia do sądu. Przecież ja nie wysyłam
fotoreportera, który wdziera się siłą do czyjejś sypialni lub pod
prysznic. Jeśli ktoś się rozbiera w miejscu publicznym, musi się
liczyć, z tym że ktoś go zobaczy, że ktoś zrobi mu zdjęcie i że
zostaną one opublikowane w internecie lub gazecie. To tak jakby
polskie sądy kierowały się dziwną maksymą: nie wolno pokazywać
tego, co ludzie widzą w publicznych miejscach. Przecież to zwykła
cenzura.
Zrezygnował Pan z publikacji jakiegoś zdjęcia w obawie
przed procesem?
Ktoś mi kiedyś zarzucał, że kiedy robi się tabloid, to przegrane
procesy są wkalkulowane w koszty. Chcę wyraźnie powiedzieć, że tak
nie jest. Ja nie chcę przegrywać procesów! To nie jest miłe i
wiadomo jak wpływa na kondycję finansową firmy, szczególnie, że z
wieloma z tych wyroków ja osobiście się nie zgadzam. Kobiety za
granicą rozbierają się częściej niż w Polsce, w tym nasze gwiazdy.
Ja nie oceniam, czy to dobrze, czy źle. Ja tylko uważam, że nasi
czytelnicy powinni mieć możliwość zobaczenia takiego obyczajowego
obrazka. My rejestrujemy niezwykle istotną prawdziwą zmianę
obyczajową. Niestety sąd twierdzi inaczej. Przecież w tekstach o
Steczkowskiej, czy Kożuchowskiej nie było treści, które godziły w
ich dobre imię. Wręcz przeciwnie, one były pozytywne. Nie mogę
natomiast odpowiadać za sposób interpretacji zdjęć. To sprawa
indywidualna każdego odbiorcy. W wolnym kraju czytelnik powinien
mieć prawo do swobodnej interpretacji.
Może trzeba te kwestie w jakiś jasny sposób kiedyś
sprecyzować w Prawie Prasowym?
To nie będzie takie łatwe. Katalog spraw, o których rozmawiamy jest
naprawdę szeroki i cały czas otwarty. Teraz np. proces wytoczył nam
Daniel Olbrychski. Po śmierci Jana Pawła II powiedział oficjalnie,
że zdiagnozowano u niego alkoholizm i że w związku ze śmiercią
papieża przestaje pić, że zostaje abstynentem. Jakiś czas później
zrobiliśmy mu zdjęcie, kiedy w towarzystwie żony w restauracji pije
jednak kieliszek wina. Oczywiście alkoholik nie może sobie pozwolić
na "kontrolowane picie" - zresztą w wielu wywiadach mówił o tym, że
całkowicie przestaje pić. Za publikację tego zdjęcia Olbrychski
wytoczył proces "SE". Jeśli go przegramy, będzie to informacja dla
wszystkich mediów, że w stosunku do celebryty nie działa zasada
"sprawdzam", a my dziennikarze możemy pisać tylko głupoty, które
oni sami o sobie mówią. Przecież to jest chore, to jest totalne
zamykanie ust dziennikarzom.
Czy to nie prowadzi do nieco absurdalnej sytuacji, z
której mogłoby wynikać, że kiedy o celebrytach pisze się dobrze -
to nie ma procesów, a jeśli pokazuje się ich w sytuacjach
uznawanych za niestosowne, to gazeta musi liczyć się z
procesem?
Celebryci bardzo często kreują
rzeczywistość i wprowadzają czytelników w błąd. Przykład? Znana
spikerka w jednym z kobiecych czasopism pokazywała swój piękny dom
i jego gustowne wnętrze. Tak przynajmniej sądził każdy czytelnik,
który obejrzał materiał. Dopiero podczas rozprawy sądowej przeciwko
mnie dowiedziałem się, że to była totalna fikcja. To nie był jej
dom. Wszystko było zaaranżowane. A przecież ludzie z pewnością
kupowali magazyn między innymi dlatego, żeby zobaczyć jak mieszka
znana z telewizji pani. Jakie ma meble, psy i krany. Tu media
według celebrytów mogą kłamać i pokazywać czytelnikowi nieprawdziwą
rzeczywistość. Według sądów to jest w porządku. Jeśli jednak my
publikujemy zdjęcie, na którym ta sama pani naprawdę jest na
autentycznej plaży i to ubrana, to ląduję w sądzie. Misją
dziennikarzy jest pokazywanie czytelnikom prawdy. I "Super Express"
to robi.
W takiej sytuacji może i oszukani czytelnicy mogliby
złożyć pozew przeciw takiemu celebrycie oraz gazecie, która
materiał opublikowała?
Prawdopodobnie tak mogliby
postąpić oszukani czytelnicy. Zresztą ja jako czytelnik, także
mógłbym pozywać celebrytów oraz innych wydawców.
Po którymkolwiek przegranym procesie został Pan wezwany
przez swoich przełożonych na "dywanik"?
My nie mamy w budżecie zarezerwowanych pieniędzy na wypłatę
odszkodowań z tytułu przegranych procesów. Zawsze kiedy chcę
opublikować jakiś materiał o podwyższonym ryzyku, rozmawiam z
przedstawicielem zarządu o ewentualnych konsekwencjach, czasie jaki
może trwać proces w takiej sprawie oraz orzeczeniach, które zapadły
w tego typu sprawach. Podkreślam, że jeszcze nigdy nie zostałem
pochwalony przez zarząd za niekorzystny dla nas wyrok. I raczej się
nie spodziewam.
Wielu osobom wydaje się, że kiedy my publikujemy zdjęcia paparazzi
jakiejś gwiazdy na przykład roznegliżowanej, to rośnie nam sprzedaż
i zyski, więc stać nas na wypłatę wysokiego odszkodowania. To mit.
Bardzo często zdarza się, że sprzedaż z nagą celebrytką na
"jedynce" powoduje, że bardzo spada nam sprzedaż. Bo ludzie jej nie
lubią. Gdyby dana osoba o tym wiedziała, to zapewne byłaby to dla
niej potężna trauma, że ludzie nie chcą jej oglądać w ubraniu lub
bez. Nie będę się znęcał i nie podam nazwisk.
Wspomniał Pan o spadkach sprzedaży, w przypadku nie
cieszącej się dużą popularnością "gwiazdy" na jedynce. Czytelnictwo
gazet generalnie spada - tabloidy radzą sobie w tej sytuacji i tak
całkiem dobrze.
Rzeczywiście wyniki po trzech
kwartałach mówią, że "Super Expressowi" sprzedaż spadła najmniej na
całym ogólnopolskim rynku. Wcale nie uważam, że nadszedł kres
papierowych gazet, że wyprze nas internet i inne technologiczne
nowinki. Dzisiejsi 30, 40, 50-latkowie mają nawyk kupowania gazet i
choć oni również korzystają już z internetu to dla większości
gazeta musi być drukowana i pachnieć farbą. Sam tak mam. Nieco
gorzej jest z nastolatkami, którzy prasy raczej nie czytają.
Więc za 10-20 lat pojawi się problem, kiedy dzisiejsi
nastolatkowie będą mieli po 30 lat i nie nabędą nawyku kupowania
gazet.
Tak. Wtedy prasa będzie przeżywać prawdziwy kryzys, ale nie nastąpi
to na pewno w ciągu 3-5 lat. Teraz mamy czas na wyrobienie tego
nawyku w młodych ludziach.
Niedawno Infor Biznes wygrał sprawę o nielegalne
kopiowanie treści i otrzyma pokaźne odszkodowanie. Państwa kontent
także jest kopiowany przez inne serwisy?
Tak. To jest czyste łobuzerstwo. Ja muszę zapłacić dziennikarzowi i
fotoreporterowi za przygotowanie materiału, a ktoś to sobie bierze
za darmo i zarabia na tym.
Przygotowujecie pozwy przeciw takim nieuczciwym
wydawcom?
Nasi prawnicy są w trakcie zbierania materiałów i rozmów z nimi.
Jeśli nie uda się załatwić sprawy polubownie, to zapewne skierujemy
wnioski do sądu.
W która stronę, Pana zdaniem, musi iść "SE" oraz strona
internetowa www.se.pl by się
rozwijać?
Moim zdaniem kierunek zmian jest oczywisty i jeden dla wszystkich
wydawców. Ci, którzy chcą się rozwijać, będą musieli spójnie
pracować na wspólny sukces. Jeden zespół będzie musiał wytwarzać
materiał do gazety, internetu i na telefony komórkowe. Taki model
zaczyna już u nas funkcjonować. Redakcje tradycyjna i on-line będą
działały wspólnie. Zrobiliśmy już pierwsze kroki. Myślę, że coraz
więcej redakcji będzie właśnie takimi fabrykami kontentu.
Czyli już nie ma miejsca na prawdziwe dziennikarstwo?
Będą zarabiać tylko Ci, którzy są wstanie więcej i szybciej
materiałów "wyprodukować"?
Nie. Prawdziwe dziennikarstwo nie zniknie. Będzie miejsce na
reportaż napisany pięknym, literackim językiem i dobry wywiad. Nie
wiem gdzie znajdzie się miejsce na takie obszerne wypowiedzi. Może
będą to blogi lub książki - nie wiem. Wiem jednak, że ludzie cały
czas będą czuli potrzebę przeczytania czegoś głębokiego i
wartościowego. Od "Super Expressu" dostają świat w
wysokokalorycznej pigułce.
Dołącz do dyskusji: Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Super Expressu