Naczelny 'Dziennika' atakuje Tomasza Lisa
"Dziennik" odpiera zarzuty Tomasza Lisa, który uznał opublikowane przez gazetę informacje o jego przyszłych zarobkach w TVP zbiorem kompromitujących bzdur i ewidentnych kłamstw. Redaktor naczelny tytułu przekonuje, że podane przez jego redakcję dane są prawdziwe i broni się przed personalnymi oskarżeniami dziennikarza.
- Tomasz Lis jest wściekły, że jego zarobki stały się sprawą
publiczną. Ale wbrew temu, co sądzi, "Dziennik" nie interesuje się
jego portfelem, lecz wydawaniem pieniędzy przez telewizję
publiczną. Nasz tekst nie mówił o bogactwie Lisa, ale o
rozrzutności Urbańskiego (przypomnę tytuł: "Hojność Urbańskiego") -
twierdzi redaktor naczelny tytułu, Robert Krasowski. - Dotyczył
prezesa publicznej TV, który ratuje swoją głowę, płacąc Lisowi z
publicznych pieniędzy trzy razy tyle, ile ten za taki sam program
dostałby w Polsacie czy TVN - tłumaczy serię negatywnych
publikacji.
Krasowski deklaruje, że informacje o wysokości kontraktu Lisa
ujawniło redaktorom "Dziennika" kilku informatorów. Fakt podwójnego
płaceniu dziennikarzowi (co jest praktyką niemal niestosowaną w
TVP) potwierdził gazecie z kolei członek zarządu telewizji Sławomir
Siwek.
- Mamy propozycję dla Lisa: jeśli podane przez nas liczby są
nieprawdziwe, niech ujawni umowę, o co go zresztą w czasie
przygotowywania naszego artykułu prosiliśmy. Albo niech skieruje
sprawę do sądu - dodaje i przystępuje do obrony swojej osoby.
- W TOK FM Tomasz Lis zaatakował mnie z rzadko spotykaną
zajadłością. Zarzutów było mnóstwo, ale centralny jeden, że "Robert
Krasowski rozgrywa swoją prywatną wojenkę". Insynuował, że kieruje
mną chęć osobistego odwetu, a ma to związek z rozmowami, które na
jesieni Lis prowadził z właścicielem "Dziennika". Wbrew temu, co z
próżności lubi mówić o sobie Tomasz Lis, nigdy nie zaproponowano mu
stanowiska redaktora naczelnego naszej gazety - pisze.
Oferta, zdaniem Krasowskiego, miała być znacznie skromniejsza,
dotyczyła zostania wydawcą "Dziennika". - I to nie Lis tę
propozycję odrzucił, ale ja się na nią nie zgodziłem, bo choć cenię
jego talent jako dziennikarza telewizyjnego, negatywnie oceniam
jego przygotowanie do pracy w gazecie. Tomasz Lis bardzo przeżył tę
decyzję, uznał ją za swoją prestiżową porażkę i - używając jego
słów - toczy teraz ze mną prywatną wojenkę - konkluduje.
Przypomnijmy iż "Dziennik" napisał, że prezes Urbański podpisał z Lisem dwa kontrakty. Pierwszy to "gwiazdorska umowa", zatrudniająca go w TVP za 70 tys. zł miesięcznie. Drugi to umowa między telewizją a własną nowo powstałą firmą producencką Lisa, na mocy której zdaniem "Dziennika" dziennikarz może liczyć na 76 tysięcy miesięcznie. Gazeta donosi też, że TVP od razu podpisała z firmą Lisa umowę na 80 odcinków, co oznacza dwa lata obecności na antenie. To daje ogólną sumę kontraktu TVP z firmą Lisa w wysokości około siedmiu milionów złotych.
Opublikowane dane oburzyły Tomasz Lisa, który uznał podane przez gazetę informacje o jego przyszłych zarobkach w TVP zbiorem kompromitujących bzdur i ewidentnych kłamstw. - Informuję pana redaktora naczelnego "Dziennika", że za każde 10 zł zainwestowanych w ten program TVP może się spodziewać wg defensywnych szacunków - 16 zł, a wg bardziej realistycznych prognoz - 20 zł - bronił swoich racji w TOK FM Lis twierdząc, że z abonamentu nie pójdzie na ten program ani złotówka. W piątek wersję dziennikarza wydając specjalne oświadczenie wsparła TVP.
- Program, który przygotowuje Tomasz Lis, będzie jedną z najtańszych produkcji TVP2 emitowanych w tzw. "prime time". Media publikujące materiały na temat nowego programu publicystycznego red. Tomasza Lisa deklarują wobec swoich czytelników doskonałą znajomość umowy TVP S.A. z jego firmą. Tym bardziej oburza jaskrawe manipulowanie faktami, polegające na pomijaniu zapisów korzystnych dla nadawcy publicznego oraz eksponowaniu całkowicie nieprawdziwych informacji na temat finansowych aspektów umowy - głosi oficjalny komunikat nadawcy.
Dołącz do dyskusji: Naczelny 'Dziennika' atakuje Tomasza Lisa