SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Bańkowicz: Etyka w polskich mediach ma się dość dobrze

- Uważam, że polscy dziennikarze starają się dochowywać zasad etyki, a przypadki celowego naruszania tych zasad są rzadkie - mówi w rozmowie z nami Ryszard Bańkowicz, przewodniczący Rady Etyki Mediów.

Przewodniczący REM zaznacza jednocześnie, że nie uważa, iż działań nieetycznych w polskich mediach w ogóle nie ma. - Zdarzają się, ale też bardzo często autorzy nie są tego świadomi. Generalnie przestrzegałbym przed traktowaniem dziennikarzy jako grupy, która z gotowością podejmuje działania nieetyczne. Dziennikarz pracuje na swoje nazwisko, oraz dla dobra tytułu, który reprezentuje. W poważnych mediach autorytet dziennikarza budowany jest na podstawie jego materiałów i oczywiste jest, że dziennikarze nie chcą burzyć tego autorytetu poprzez nieetyczne zachowania - mówi Bańkowicz.

- Bywa oczywiście, że dziennikarz nie znajduje zrozumienia u redaktora naczelnego lub u wydawcy. Dla wydawców etyka często nie jest pierwszoplanowym celem, gdyż chcą oni, aby dany tytuł przynosił dochód i docierał do dużej liczby odbiorców. Mimo wszystko uważam jednak, że etyka w polskich mediach ma się dość dobrze - podkreśla szef Rady Etyki Mediów.

Bańkowicz zauważa, że misją Rady Etyki Mediów nie jest instruowanie dziennikarza, o czym mu wolno pisać, a o czym nie wolno. - To jest wybór dokonywany przez dziennikarza oraz przez jego medium. Mamy w Polsce wolność słowa i dziennikarze mogą pisać, o czym chcą. Naszą troską jest, by dziennikarz pisząc, o czym chce, nie naruszał zasad etyki - podkreśla Ryszard Bańkowicz.

Bańkowicz przyznaje, że naturalna skłonność do szukania drastyczności dotyczy przede wszystkim tabloidów. 

- Na polskim rynku mediów panuje ogromna konkurencja. Wydawcy i redaktorzy naczelni szukają często tematów sensacyjnych, muszą jednak pamiętać, że istnieje grupa czytelników, którą można tym odstręczyć... Oczywiście jest pewna trudno wyczuwalna granica w epatowaniu drastycznością. Po jej przekroczeniu nawet czytelnik tabloida poczuje się zniesmaczony - zauważa Bańkowicz.

Szefa REM zapytaliśmy o najczęstsze rodzaje skarg, jakie wpływają do REM. - Bardzo często wpływają do nas skargi na dziennikarzy wynikające z tego, że dany dziennikarz nie prezentuje i nie podziela poglądów autora skargi. Prawdą jest, iż mamy do czynienia z niezrozumieniem określeń „obiektywizm” oraz „etyka”. Jeśli dziennikarz np. nie przyklaskuje poglądom danej partii politycznej, jest postrzegany przez tę partię jako nieobiektywny. W takich sytuacjach dziennikarzy bronimy, ponieważ oczywiście nie jest to naruszenie zasad etyki mediów. Przeciwnie, bywa nawet dochowywaniem tych zasad - stwierdza Bańkowicz.

Przewodniczący REM odniósł się także do dyskutowanej w szeregach SDP kwestii poprowadzenia przez prezesa Krzysztofa Skowrońskiego dwóch konferencji PiS. - Jeśli chodzi o moje odczucia dotyczące prezesa SDP, to uważam, że prowadzenie zebrania partyjnego sprawia, iż dziennikarz jest postrzegany jako osoba przychylna poglądom tej partii. Czy jest dobre dla prezesa SDP oraz dla samego Stowarzyszenia - to są pytania słusznie podnoszone przez niektórych członków SDP. Tu może występować konflikt interesów - powiedział nam Bańkowicz.

Naszego rozmówcę poprosiliśmy także o komentarz na temat licznych słów krytyki, które w poprzedniej kadencji płynęły pod adresem Rady (pojawiały się opinie, że jest bezużyteczna, podejmuje decyzje zgodnie z tym, co zaleci układ środowiskowy, jest powierzchowna w swoich sądach - przyp. red.). - Uważam, że autorami krytycznych uwag wobec REM kierowała niechęć wobec nuty mentorstwa w niektórych jej stanowiskach i oświadczeniach, wobec prób instruowania mediów, jakimi mają być, a jakimi nie powinny. Pojawiały się zarzuty wobec nas, bo i ja byłem w poprzedniej kadencji w REM, jako członek, że Rada kierowała się niekiedy kryteriami nie przystającymi do warunków, w jakich działają dziś media, do zmian narzucanych im przez realia rynku medialnego. Myślę, zresztą i wówczas tak myślałem, że nie wszystkie były bezpodstawne - podkreśla Bańkowicz.

Przewodniczący Rady Etyki Mediów dodaje: „Sądzę, że nie powinno się kusić o powstrzymywanie niekorzystnych dla mediów transformacji, widocznych przecież w całej Europie, za pomocą tak nieprzystającego do zadania oręża jak etyka dziennikarska. Nie zawracamy więc Wisły kijem. Wytykamy dziennikarzom naruszenie zasad etycznych, gdy do niego dochodzi. Bronimy ich, gdy oskarżenia są niesłuszne, bezpodstawne. Można powiedzieć: tylko tyle - i aż tyle. Jeśli zaś chodzi o nasz wizerunek, to słowa krytyki wobec REM są teraz znacznie rzadsze”.

Szefa Rady Etyki Mediów zapytaliśmy także o jego opinię w sprawie wtorkowego artykułu „Rzeczpospolitej”, który zasugerował, że na pokładzie samolotu TU-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, znajdowały się ślady trotylu i nitrogliceryny. Ryszard Bańkowicz jednak odmówił komentowania tej kwestii (więcej na ten temat).

Rozmowa z przewodniczącym REM jest swoistym wstępem do dyskusji na temat etyki dziennikarskiej, którą chcemy podjąć na naszych łamach. Zapraszamy do lektury już w najbliższy poniedziałek, 5 listopada. W specjalnym materiale pojawią się wypowiedzi różnych osób związanych z rynkiem mediów. Zapraszamy też do komentowania i prezentowania Państwa opinii o etyce dziennikarskiej na naszym forum.


Z Ryszardem Bańkowiczem, przewodniczącym Rady Etyki Mediów, rozmawiamy o tym, czy polscy dziennikarze przestrzegają zasad etyki, skargach, jakie najczęściej wpływają do REM, epatowaniu drastycznymi zdjęciami w mediach oraz o granicy, do jakiej dziennikarz ma prawo się zbliżyć podczas tworzenia tekstu.


Krzysztof Lisowski: Na początek chciałbym zapytać o Pana generalną opinię, czy obecnie w polskich mediach częste są przypadki łamania zasad etyki dziennikarskiej?

Ryszard Bańkowicz, przewodniczący Rady Etyki Mediów: Moim zdaniem, polscy dziennikarze starają się dochowywać zasad etyki. Przypadki celowego naruszania tych zasad są rzadkie. Oczywiście nie twierdzę, że działań nieetycznych w polskich mediach w ogóle nie ma. Zdarzają się, ale też bardzo często autorzy nie są tego świadomi. Generalnie przestrzegałbym przed traktowaniem dziennikarzy jako grupy, która z gotowością podejmuje działania nieetyczne. Dziennikarz pracuje na swoje nazwisko, oraz dla dobra tytułu, który reprezentuje. W poważnych mediach autorytet dziennikarza budowany jest na podstawie jego materiałów i oczywiste jest, że dziennikarze nie chcą burzyć tego autorytetu poprzez nieetyczne zachowania. Bywa oczywiście, że dziennikarz nie znajduje zrozumienia u redaktora naczelnego lub u wydawcy. Dla wydawców etyka często nie jest pierwszoplanowym celem, gdyż chcą oni, aby dany tytuł przynosił dochód i docierał do dużej liczby odbiorców. Mimo wszystko uważam jednak, że etyka w polskich mediach ma się dość dobrze.

Dość często jesteśmy jednak świadkami dyskusji w środowisku o tym, czy etyczne jest np. wykorzystywanie drastycznych zdjęć na pierwszych stronach gazet lub w portalach internetowych. Czy z punktu widzenia przewodniczącego Rady Etyki Mediów takie działanie jest naruszeniem zasad etyki?

Misją Rady Etyki Mediów nie jest instruowanie dziennikarza, o czym mu wolno pisać, a o czym nie wolno. To jest wybór dokonywany przez dziennikarza oraz przez jego medium. Mamy w Polsce wolność słowa i dziennikarze mogą pisać, o czym chcą. Naszą troską jest, by dziennikarz pisząc, o czym chce, nie naruszał zasad etyki. Sytuacja, o którą Pan pyta, dotyczy przede wszystkim tabloidów. Opierają one swoją popularność m.in. na tematach sensacyjnych. Zapewne pamięta Pan sprawę pułkownika Mikołaja Przybyła, który postrzelił się w czasie przerwy konferencji prasowej poświęconej katastrofie smoleńskiej. Zarówno „Super Express”, jak i „Fakt” szeroko to wydarzenie relacjonowały. „Fakt” zamieścił wtedy zdjęcia, których nie można było uznać za dowód epatowania okrucieństwem. Nie udało się to „Super Expressowi”, który pokazał twarz i głowę pułkownika na tle kałuży krwi. Wtedy zareagowaliśmy w formie oświadczenia, w którym oceniliśmy działania „Super Expressu” jako naruszenie norm etycznych. Rozumiem, że tabloidy żyją z sensacji, ale w tym przypadku jeden z nich potrafił uniknąć drastyczności, drugi nie. Nie zabraniamy dziennikarzom podejmowania różnych tematów, lecz wskazujemy konkretne przypadki, gdy dziennikarz podejmując dowolny temat narusza zasady etyki.

Ostatnio wiele mówiło się o bardzo drastycznych zdjęciach ofiar katastrofy smoleńskiej, które mimo apeli częściowo wyciekły do internetu i były dostępne. Czy uważa Pan, że wolno było te zdjęcia pokazać?

Media zachowały się odpowiedzialnie. Nie pokazały tych zdjęć. W internecie publikować może jednak każdy, założyć swoją stronę na serwerze w jakimkolwiek kraju i wrzucać na nią, co chce. Jeśli owe zdjęcia wyciekły w ten właśnie sposób, proszę tego nie wiązać z dziennikarstwem, nie przypisywać dziennikarzom.

Czy jest - Pana zdaniem - jakaś granica w epatowaniu okrucieństwem?

W tabloidach zawsze jest naturalna skłonność do szukania drastyczności. Na polskim rynku mediów panuje ogromna konkurencja. Wydawcy i redaktorzy naczelni szukają często tematów sensacyjnych, muszą jednak pamiętać, że istnieje grupa czytelników, którą można tym odstręczyć... Oczywiście jest pewna trudno wyczuwalna granica w epatowaniu drastycznością. Po jej przekroczeniu nawet czytelnik tabloida poczuje się zniesmaczony.

Zakres działań Rady Etyki Mediów, której jest Pan przewodniczącym, jest bardzo szeroki. Czy do REM wpływa dużo skarg na dziennikarzy, którzy piszą artykuły w zamian za korzyść finansową spoza redakcji?

Nie było takich skarg. Nie docierają do nas informacje o dziennikarzach, którzy zgadzaliby się na napisanie artykułu w zamian za pieniądze spoza redakcji. Tego typu skarga byłaby sprawą dla prokuratury, a nie dla nas, bo to jest po prostu przestępstwo, które trzeba udowodnić.

Są jednak „zawoalowane” sposoby przekupywania dziennikarzy: obdarowywanie drogimi prezentami, słyszałem nawet o zapraszaniu na wycieczki zagraniczne pod „przykrywką”, że jest to wyjazd na sympozjum. Przykłady można mnożyć. Co Pan sądzi o takich praktykach?

Oczywiście istnieją sposoby „pozyskiwania” przychylności dziennikarzy, praktykowane przez różne firmy. Zresztą zdarza się to w wielu profesjach. Ta sprawa ma kilka aspektów. Nawet, jeśli dziennikarz zostaje wysłany za granicę na kongres, to jedzie tam też po to, aby zbierać wiedzę oraz doświadczenie. W niektórych specjalizacjach dziennikarskich ważny jest np. stopień dostępu do informacji. Dziennikarz może czuć się wyróżniony tym, że otrzymuje jakąś unikalną możliwość ich uzyskiwania. Takie skargi do nas nie wpływają, co nie znaczy, że do takich zachowań nie dochodzi.

Jakiego rodzaju skargi wpływają do REM zatem najczęściej?

Do Rady Etyki Mediów wpływa wiele skarg, choć niektóre są nieuzasadnione. Spośród tych uzasadnionych najczęściej mamy skargi dotyczące łamania głównych zasad określonych w Karcie Etycznej Mediów. Chodzi przede wszystkim o złamanie zasady obiektywizmu poprzez ograniczenie się do przedstawienia argumentów jednej strony oraz zasadę oddzielania informacji od komentarza, co oznacza, że wypowiedź musi umożliwiać odbiorcy odróżnianie faktów od opinii i poglądów. Oczywiście otrzymujemy też skargi związane z łamaniem innych zasad, a mianowicie zasady prawdy, uczciwości, szacunku i tolerancji, pierwszeństwa dobra odbiorcy oraz wolności słowa i związanej z nią odpowiedzialności.

Czy macie dużo sygnałów o zachowaniach nieetycznych w mediach lokalnych?

Niestety tak. W mediach lokalnych często mamy do czynienia z konfliktem interesów. Gazety lokalne żyją bowiem z ogłoszeń wykupywanych nie tylko przez przedsiębiorców, ale także przez przedstawicieli samorządu – biura promocji miasta, urzędy miejskie itd. Z drugiej strony misją mediów lokalnych powinno być obserwowanie i krytyczne spojrzenie na to, jak działa ten samorząd. Nie zawsze się to udaje. A jeśli już pismo lokalne zaczyna krytycznie pisać o samorządzie, to z kolei samorząd ma pretensje, że artykuły nie są obiektywne.

Być może zmienia się rozumienie słowa „obiektywizm”?

Bardzo często wpływają do nas skargi na dziennikarzy wynikające z tego, że dany dziennikarz nie prezentuje i nie podziela poglądów autora skargi. Prawdą jest, iż mamy do czynienia z niezrozumieniem określeń „obiektywizm” oraz „etyka”. Jeśli dziennikarz np. nie przyklaskuje poglądom danej partii politycznej, jest postrzegany przez tę partię jako nieobiektywny. W takich sytuacjach dziennikarzy bronimy, ponieważ oczywiście nie jest to naruszenie zasad etyki mediów. Przeciwnie, bywa nawet dochowywaniem tych zasad.

Zapewne wie Pan o dyskusji, jaka powstała w szeregach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dotyczącej kwestii poprowadzenia przez prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego dwóch konferencji Prawa i Sprawiedliwości. Czy uważa Pan, że to zachowanie było z jego strony etyczne?

Rada Etyki Mediów zajmuje się kwestią przestrzegania przez dziennikarzy zasad etyki w ich „produktach”, to znaczy w artykułach czy audycjach. Nie mogę się zatem do tej kwestii odnieść jako przewodniczący REM. Jako Rada zabieraliśmy czasami głos w sprawach dotyczących politycznej inicjatywy dziennikarza. Chodziło np. o kwestię członkostwa dziennikarzy w komitetach wyborczych konkretnych partii czy wręcz kandydowania dziennikarzy na wybieralne urzędy. Jeśli natomiast chodzi o moje odczucia dotyczące prezesa SDP, to uważam, że prowadzenie zebrania partyjnego sprawia, iż dziennikarz jest postrzegany jako osoba przychylna poglądom tej partii. Czy jest dobre dla prezesa SDP oraz dla samego Stowarzyszenia – to są pytania słusznie podnoszone przez niektórych członków SDP. Tu może występować konflikt interesów.

W środowisku dziennikarskim pojawiają się opinie, że tworzenie kodeksów etyki czy funkcjonowanie rad etyki tak naprawdę nie ma dużego znaczenia, w sytuacji, kiedy nie jest uregulowana prawnie kwestia chociażby prawa prasowego. Co Pan o tym sądzi?

Moim zdaniem nie da się uregulować skomplikowanych kwestii związanych np. z etyką za pomocą konkretnego przepisu albo wyeliminować naruszanie etyki poprzez zmianę lub wprowadzenie jakiejś ustawy. Autorytet Rady Etyki Mediów nie opiera się na doskonałości przepisów, choć Karta Etyczna Mediów jest dobrym i sprawdzonym drogowskazem, lecz na tym, że jesteśmy dziennikarzami wybranymi przez środowisko dziennikarskie i w sytuacjach, kiedy dochodzi do naruszenia zasad etyki, możemy to jako grupa „wytknąć” autorowi artykułu lub audycji w postaci stanowiska lub oświadczenia.

Przed objęciem przez Pana funkcji przewodniczącego REM, płynęły pod jej adresem miażdżące słowa krytyki (że jest bezużyteczna, podejmuje decyzje zgodnie z tym, co powie układ środowiskowy, jest powierzchowna w swoich sądach). Czy teraz, z perspektywy prawie 1,5 roku, ma Pan poczucie, że udało się jakoś odbudować dobry wizerunek REM?

Uważam, że autorami krytycznych uwag wobec REM kierowała niechęć wobec nuty mentorstwa w niektórych jej stanowiskach i oświadczeniach, wobec prób instruowania mediów, jakimi mają być, a jakimi nie powinny. Pojawiały się zarzuty wobec nas, bo i ja byłem w poprzedniej kadencji w REM, jako członek, że Rada kierowała się niekiedy kryteriami nie przystającymi do warunków, w jakich działają dziś media, do zmian narzucanych im przez realia rynku medialnego. Myślę, zresztą i wówczas tak myślałem, że nie wszystkie były bezpodstawne. Sądzę, że nie powinno się kusić o powstrzymywanie niekorzystnych dla mediów transformacji, widocznych przecież w całej Europie, za pomocą tak nieprzystającego do zadania oręża jak etyka dziennikarska. Nie zawracamy więc Wisły kijem. Wytykamy dziennikarzom naruszenie zasad etycznych, gdy do niego dochodzi. Bronimy ich, gdy oskarżenia są niesłuszne, bezpodstawne. Można powiedzieć: tylko tyle – i aż tyle. Jeśli zaś chodzi o nasz wizerunek, to rzeczywiście słowa krytyki wobec REM są teraz znacznie rzadsze.

Jeśli chodzi o prawo prasowe, to jakich zmian oczekiwałby Pan najbardziej?

Z całą pewnością potrzebna jest nowelizacja prawa prasowego. Zostało one wprowadzone w 1984 roku i nie pasuje do obecnej rzeczywistości. Chociażby regulacje dotyczące tego, kto może zostać redaktorem naczelnym, są kuriozalne. Naturalnie jest ogromna potrzeba zmiany zasad dotyczących publikowania sprostowań, gdyż jest to duży problem. Proszę pamiętać też o słynnym artykule 212 Kodeksu Karnego. W myśl tego artykułu, dziennikarz może zostać skazany na karę więzienia za znieważenie osoby publicznej. Zgadzam się z tymi, którzy domagają się depenalizacji zniewagi wobec osób publicznych i uważają, że powinny one mieć „grubszą skórę”.

O rozmówcy
Ryszard Bańkowicz, od kwietnia 2011 roku Przewodniczący Rady Etyki Mediów. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Komentator, korespondent zagraniczny i publicysta międzynarodowy. W dziennikarstwie od 1961 roku. Pracował w „Życiu Warszawy”, przedtem w „Kurierze Polskim”, tygodnikach „Świat”, „Dookoła Świata” i „Razem”. Był redaktorem naczelnym miesięczników „Businessman Magazine” i „Ambasador”. Laureat nagrody SDP im. Juliana Bruna, autor sześciu książek o krajach, w których pracował, wśród nich o Cyprze i Wielkiej Brytanii. Jest wieloletnim korespondentem fińskiej prasy ekonomicznej w Polsce. Od grudnia 2007 r. przewodniczy Polskiemu Klubowi Publicystów Międzynarodowych.

Dołącz do dyskusji: Bańkowicz: Etyka w polskich mediach ma się dość dobrze

16 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Syzyf
Brednie nie do opisania. Mam wrażenie, że ten pan żyje poza jakimikolwiek realiami życia obecnego dziennikarstwa. Po co nam REM? Nic to to nie może, do niczego to to niepotrzebne. Skoro jest tak świetnie, skasować twój pt. REM.
0 0
odpowiedź
User
mch
Bzdury. REM juz dawno stracił jakąkolwiek wiarygodność. Banda leśnych dziadków, której wydaje się, że maja jakiekolwiek prawo wypowiadania się na temat etyki i mediów. Żenada.
0 0
odpowiedź
User
sam
etyka dziennikarzy w Polsce? żenada. presstytutki...
0 0
odpowiedź